Starboy - mainstream z górnej półki

Bohatera dzisiejszego wpisu chyba nie muszę Wam zbytnio przedstawiać. The Weeknd- czyli niedawno wschodząca, a dziś już w pełni błyszcząca gwiazda światowego kalibru. Zaledwie kilka dni temu miała miejsce premiera jego najnowszego albumu, "Starboy". 



Przesłuchałem go od deski do deski, pomimo tego, że niezbyt mi się do tego spieszyło. Nie wynikało to jednak z mojego lenistwa, a raczej z wcześniejszego zaznajomienia się z recenzjami na temat dzieła Abla. Mogłem tam wyczytać, że artysta całkowicie uciekł w komercję i słuchając płyty, nie doczekamy się brzmień sprzed kilku lat. Chodzi tu o te niegrzeczne i surowe brzmienie jego kawałków jak za czasów "Trilogy" czy "Kiss Land". Teraz pytanie, czy po przesłuchaniu albumu odnoszę to samo wrażenie? Absolutnie tak.

Czy to źle?

Nie zapominajmy, że nie zawsze to co powszechne jest złe. Uważam, że tym albumem The Weeknd zrewolucjonizuje pojęcie muzyki komercyjnej. Już następnego dnia po premierze aż 12 utworów z krążka znalazło się w zestawieniu 50 najpopularniejszych kawałków na świecie na Spotify. Jest to na pewno co najmniej imponujące. Przypadek ten można nazwać pewnego rodzaju fenomenem.

Abel na przestrzeni lat stał się czołowym artystą R&B, którego pseudonim znany jest na całym globie, nie tylko przez słuchaczy lecz także innych artystów. Wiele osób związanych mniej lub bardziej z muzyką marzy o współpracy z kimś takim. Najwidoczniej członek XO zauważył, że drzemie w nim duży potencjał na to by stać się gwiazdą światowego formatu, więc uciekł właśnie w tę stronę. Czy wyszło mu to na gorsze? Osobiście uważam, że nie. Pomimo rozczarowania spowodowanego brakiem chociaż kilku kawałków pośród tych osiemnastu, które przypomniałyby nam czasy zimnego fuckboy'a, to albumu słuchało mi się naprawdę dobrze i niejednokrotnie po przesłuchaniu całego materiału, bez zastanowienia klikałem repeat. Moim skromnym zdaniem, Abel odwalił kawał porządnej roboty wkładając starania w produkcję i marketing "Starboy'a". Zastanawia mnie jedynie jak szybko krążek pokryje się złotem.



Goście

Na płycie gościnnie pojawia się skromnie, tylko trzech artystów, jednak nie ujmuje to wcale jej całokształtowi. Pomimo małej ilości wykonawców i producentów pracujących nad albumem, możemy znaleźć tu takich muzyków jak Future, Kendrick Lamar czy nawet Lana Del Rey. Za produkcję odpowiadają chociażby Metro Boomin, Diplo, Daft Punk czy sam Abel. Jest to dosyć imponujące zestawienie przy tak zagęszczonej liczbie współtwórców krążka.

Uważam, że wszyscy znakomicie wywiązali się ze swoich obowiązków... No może poza Panią Del Rey. Jej zwrotka jest na tyle krótka i nijaka, że już nawet jej nie pamiętam, pomimo kilku odsłuchów. Trzech gości na płycie to stosunkowo mało. Jest to idealny przykład tego, że nie zawsze duża liczba gości lub ich brak przesądza o sukcesie twórcy. Jednak ciężko będzie komukolwiek, póki co, powtórzyć sukces J. Cole'a z Forest Hills Drive.


Powtarzasz się Abel

Spotkałem się z opiniami w stylu "Album jest zbyt monotonny i większość kawałków jest do siebie bardzo podobna". To prawda, ale uważam, że takie było założenie twórcy. Wydaje mi się, że chciał wypuścić płytę o jednolitym klimacie ponieważ takie produkcje są bardzo przyjemne dla ucha. Przykładem mogą być chociażby wydane w tym roku "Coloring Book" lub "The Divine Feminine", których autorami są kolejno Chance The Rapper i Mac Miller.



Faworyci

Każdy track ma swoją głębię i- pomimo lekkiej monotonności - swój wyjątkowy i niezwykły klimat. Jednak zawsze po przesłuchaniu jakiejś płyty jesteśmy w stanie określić swoich ulubieńców. Z tego miejsca zachęcam do przesłuchania w pierwszej kolejności "False Alarm", "Sidewalks", "Six Feet Under", "Love To Lay", "Attention" oraz "Die For You". To te utwory najbardziej przypadły mi do gustu i właśnie do nich wracam najchętniej.



Podsumowując, "Starboy" jest dziełem godnym polecenia, które znacząco przyspieszy rozwój kariery 26-latka. Już chwilę po premierze zaczął bić wszelkie rekordy, więc jest to bardzo dobra prognoza. Na pewno po opublikowaniu tego wpisu, nie odeślę płyty w niepamięć. Jedyne na co liczę w przyszłości, to to, że doczekam się chociaż znikomego powrotu do surowych brzmień znanych dobrze sprzed kilku lat.



Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.