Największe zaskoczenia tego roku

Rok 2016 już prawie za nami. Niektórzy będą wspominali go jako udany, a niektórzy zapamiętają go jako jeden z gorszych. Ja osobiście zaliczam go do jak najbardziej udanych. Dużo wydarzeń, które miały w nim miejsce, zapadły mi w pamięci i zostaną tam na bardzo długo. Również z perspektywy słuchacza, 2016 będę wspominał bardzo dobrze. Poznałem w nim wielu artystów, po których nigdy bym się nie spodziewał, że tak mnie do siebie przekonają.

Chcę zaprezentować Wam krótkie zestawienie artystów, którzy naprawdę mnie zaskoczyli w przeciągu ostatnich kilku miesięcy.


Blackbear

W tym roku postanowiłem odbiec trochę od otoczki rapowej i zaznajomić się z kilkoma innymi gatunkami. Do gustu, strasznie przypadło mi Rhythm & Blues (R&B). Wszystko głównie za sprawą tego kalifornijskiego wykonawcy, który zaintrygował mnie już w 2015, jednak wtedy nie potrafiłem tak pojąć jego fenomenu. Pierwszej próbki twórczości Blackbeara świadomie doświadczyłem słuchając "Remember You" G-Eazy'ego. 



"She got her own crib with a twin bed in west Hollywood" tymi słowami zaczyna się refren, który zdobył moje serce. Nie wiem dlaczego, ale po przesłuchaniu byłem pewien, że mam do czynienia z czarnoskórym artystą. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy po wygooglowaniu jego pseudonimu ujrzałem białego, szczupłego blondyna z masą tatuaży na każdej części ciała.

Wyżej wspomniałem, że "pierwszej próbki jego twórczości świadomie doświadczyłem...". Dlaczego świadomie? Ponieważ okazało się, że Matt już wcześniej leciał na moich głośnikach, a nawet o tym nie wiedziałem. W kawałku "End of the Road" Machine Gun Kelly'ego pojawił się (znowu) w refrenie, który do dziś wprowadza mnie w nietypowy stan emocjonalny. Nie miałem wtedy bladego pojęcia, że to on. Jakimś cudem przeoczyłem dopisek "ft. Blackbear". What a shame.

Dziś Blackbeara słucham często, jak nie bardzo często. Sprawdziłem już jego dyskografię od 2013 roku, i zarówno te starsze, jak i nowsze kawałki trafiły w moje gusta. Z resztą, po co mam się na ten temat niepotrzebnie rozpisywać? Sami posłuchajcie.


Poza samą twórczością, urzekła mnie także jego stylówka. Rzadko kiedy patrzę na kogoś i nie widzę zwykłego człowieka, tylko prawdziwe uosobienie sztuki. 


Lil Dicky

Z postacią Dave'a spotkałem się pierwszy raz przy ogłoszeniu listy nominowanych do tegorocznej edycji Freshman XXL, jednak nie zafascynował mnie wtedy aż tak bardzo swoją osobą. Dla tych, którzy nie wiedzą, jest to coroczna akcja organizowana przez XXL Magazine mająca na celu wypromowanie raperów, którym się to należy (lub nie).

Kiedy ogłoszono pełny skład Freshmanów, czułem jednak, że to ten (jedyny w tej edycji) biały raper pokaże konkurencji jak robi się prawdziwy rap. Moje założenia nie minęły się rezultatem końcowym. Po opublikowaniu wszystkich cypherów na kanale magazynu, wejście Lil D uznano za najlepsze. Tylko paru ludzi bez gustu lub uszu upierało się, że to Desiigner lub 21 Savage wypadli lepiej. Śmiechu warte. Moim zdaniem, jedyne wejście, które mu dorównuje to wejście Denzela Curry'ego, które nie zapada aż tak w pamięć, w odróżnieniu do występu Dave'a.


26-latek z Pensylwanii urzekł mnie swoim dystansem do siebie i do świata, który go otacza. Na ogół luźna tematyka kawałków, z których potrafił stworzyć naprawdę zajebiste storytellingi, przy których można było się nawet pośmiać. Właśnie to pozytywne podejście do muzyki najbardziej mnie przekonało do jego osoby.

Jednak pomimo, na ogół, prześmiewczej, zdystansowanej tematyki kawałków, potrafi nagrać coś co przemawia do człowieka. Takim utworem jest właśnie "Molly" z Brandonem Urie. Dave sam wspomina na wstępie kawałka, że jest to "the softest thing I ever did". Rzeczywiście, utwór (jak na jego stylówkę) jest bardzo dojrzały i nie raz doprowadzał mnie do ciarek na plecach. Genialny refren Brandona i wersy Dicky'ego to naprawdę idealne połączenie.



Rich Chigga

Jest to chyba jedno z największych zaskoczeń jakie mnie spotkało w tym roku. Ten młody Amerykanin z indonezyjskimi korzeniami dorobił się już ponad trzydziestu milionów wyświetleń pod klipem do swojego viralowego kawałka "Dat $tick". Przy pierwszym odsłuchu moja reakcja była nijaka. Z jednej strony czułem, że to kolejny nic nie wnoszący małolat próbujący się pochwalić na klipie tym czego to on nie ma, jednak z czasem coraz bardziej się do niego przekonywałem. Może i jest to typowa przewózka, jednak jest to typowa przewózka, której chce się słuchać. Śmieszne uczucie, zajarać się twórczością kogoś młodszego od siebie. Nawet jeśli jest to różnica zaledwie kilku miesięcy.


 17-latek robi kawał naprawdę dobrej roboty. Doceniają to również nie tylko fani, ale także starsi koledzy z branży. Tory Lanez, Desiigner czy nawet czołowy członek Wu-Tang Clanu - Ghostface Killah w filmie opublikowanym na kanale 88rising przyznali, że są pod wrażeniem flow i wersów małolata. 



Mając tyle lat, tak dużo osiągnąć. Chłopak ma za sobą bardzo dobry start, jednak przed nim jeszcze długa droga. Może za kilka lat zrobi porządne zamieszanie na scenie... Oczywiście jeśli po drodze nie uderzy mu sodówka.


Chance The Rapper

Ten rok był jego rokiem! Udowodnił to wydając mixtape "Coloring Book", który odbił się ogromnym echem w środowisku muzycznym w postaci (aż) czterech nominacji do Nagród Grammy.

Odpowiedzialny jest za to nie tylko sam kunszt Chance'a, lecz także ksywki widniejące na trackliście składanki. Możemy tam znaleźć naprawdę znane nazwiska ze środowiska rapowego (i nie tylko). Przewija się tam min. Lil Wayne, 2 Chainz, Future, Lil Yachty, czy nawet Justin Bieber.




Czymś co przemówiło do mnie w jego postaci to ten jego vibe. Ten człowiek po prostu ma w sobie coś takiego co po sprawia, że chce się go słuchać. Jest strasznie pozytywnie nastawiony do świata i ludzi. Widać to na jego koncertach, czy w wywiadach.

Za "Coloring Book" zabrałem się już w dniu premiery i nie natrafiłem tam na utwór, który by mi się nie spodobał, lub do którego miałbym jakieś zastrzeżenia. Dosłownie każdy track przypadł mi do gustu. Słuchając "Same Drugs" czasami lubię sobie odpłynąć na dłuższą chwilę.

2016 był dla niego bardzo udany. Ciekawe, czym zaskoczy nas w 2017?


PHARAOH

Go nie mogło tutaj zabraknąć. To za jego sprawą stałem się sympatykiem rosyjskiego rapu i mówię o tym na poważnie. Zawsze gdy mówiłem, że preferuje zagraniczną muzykę niż naszą ojczystą, miałem na myśli raczej wykonawców zza oceanu lub z Wielkiej Brytanii. Nigdy nie pomyślałbym, że zajaram się stylówką kogoś ze wschodu. A jednak, stało się! Osobiście uważam, że jego sposób bycia jest na tyle oryginalny, że spokojnie mógłby się brać za karierę międzynarodową. W sumie już teraz dorobił się nawet kawałka z Travisem Scottem. Jest to nie lada wyczyn! Wyobraźcie sobie chociażby takiego Białasa na featuringu u La Flame...



Większość z Was może kojarzyć Pharaoha z kawałkiem "Black Siemens". Sam poznałem go dzięki właśnie niemu. Miało to miejsce w tamtym roku i byłem przekonany, że jest to po prostu fajny, luźny, trapowy kawałek na imprezę. Jednak sprawdziłem jego inne utwory i przyznam, że jest to kawał dobrej roboty, mimo że większości z ich tekstów nie rozumiem. Mógłbym wymienić masę tracków, które są godne polecenia, jednak wymienię tylko jeden, a resztę pozostawię Wam.


Tak wygląda moje muzyczne podsumowanie powoli kończącego się już roku. Ciekawe co przyniesie nam przyszły...

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.